Pewnie większość z was oglądała film „Kickboxer” z Jean Claude van Damme, gdzie fabuła osadzona jest w tle tropikalnej roślinności i świątyń buddyjskich a dominującą sztuką walki jest muay thai.Tak…. to Tajlandia!
Wylot odbył się z Berlina liniami AirBerlin w kwietniu. Do Tajlandii potrzebna była wiza, którą załatwialiśmy sami bez pośredników w ambasadzie w Warszawie. Wystarczyło wysłać paszporty kurierem wraz z wnioskami i opłatą-może troszkę ryzykowne, ale odbyło się bez problemów. Obecnie wiza już nie jest wymagana.
Prawda, że ładna:)
Samolot był o dziwo tylko w 70% zapełniony, więc było sporo miejsca podczas 11-sto godzinnego lotu:)
Przed nami kilka godzin oczekiwania na pokój w hotelu BEST WESTERN Phuket Ocean Resort, szczęśliwie przy basenie, aczkolwiek skuszony chęcią zimnej kąpieli po długim locie zapomniałem o nasmarowaniu się kremem i następne 2 doby miałem wyjęte z życia:)
Poniżej jeszcze widok z wyższego piętra w hotelu
Plaża Karon Beach
Do plaży było może z 50m prze ulicę. Jako , że Tajlandia to kraina uśmiechu na wstępie przywitał nas Pan Taj…
Ciekawostką jest to, że na plaży zainstalowana jest kamera i przed wyjazdem codziennie śledziłem pogodę, gdyż o dziwo o tej porze roku Tajlandię nawiedziły powodzie. Link do kamerki tutaj
Tuż obok plaży…
Jeśli chodzi o ceny leżaków i parasoli to bardzo tanio-ok. 100 THB za cały dzień (10zł).
Do tego świeży sok z mango albo kokosik…
Woda w Morzu Andamańskim była bardzo ciepła (ok.29 st) i przejrzysta. Nawet dało się posurfować gdyż fale także były niczego sobie:) Ilość plażowych sprzedawców – porównując np. z Bali- jest nieporównywalnie mniejsza (bynajmniej na tej plaży). Mogłem spokojnie skończyć The Stand Stephena Kinga:) Niemniej jednak kupiliśmy lampkę w kształcie słonia, podkładki pod kubki i talerze oraz super miotełkę do usuwania plażowego piasku:)
Phuket i Bangla Road
Na wyspie centrum rozrywki i główna plaża znajdują się w Patong, które można by rzec jest dzielnicą rozpusty, a dokładniej ulica Bangla Road. Wszechobecne są kluby nocne go-go gdzie masowo striptizerki tańczą na rurach albo można zobaczyć tzw. ping-pong show:) Oczywiście się tam udaliśmy:) Na moje nieszczęście zaczepiał mnie nawet jeden lady-boy!
Tajskie przysmaki
Tajlandia słynie oczywiście ze świetnej kuchni. Zresztą cała kuchnia azjatycka jest znakomita. Na ulicy w oczy rzucają się różnorodne owoce morza..
My codziennie jedliśmy w jednym miejscu: Red Onion i z ręką na sercu mogę polecić tą restaurację. Zawsze ustawiały się tam kolejki. Za obiad z przystawką, deserem i 2 browarami nie zapłaciliśmy więcej niż 40-50zł. Poniżej jeden z naszych obiadków:)
Na ulicy można spotkać stragany z owocami i innymi cudami. Jednym z popularnych owoców w Azji jest durian, słynący ze swojego odrzucającego zapachu podobnego do zgnitego mięsa. Z tego też względu jest zakaz wnoszenia do hoteli tego owocu. Wyczytałem gdzieś, że smakuje znacznie lepiej niż pachnie-NIE DLA MNIE-po prostu ohydne! Ania też się skusiła:)
Polecam także naleśniki smażone na oleju kokosowym nadziewane smażonym bananem. A wszystko robi babcia na mobilnym wózeczku na ulicy:)
Ko Phi Phi , Zatoka Phang Nga i Wyspa Jamesa Bonda
Lokalne wycieczki wykupiliśmy oczywiście na ulicy, chociaż pani z biura namawiała nas na droższe i niby ciekawsze-gówno prawda:)
Na pierwszy rzut poszły wyspy Ko Phi Phi..
W tym regionie są też świetne warunki do nurkowania. My zabraliśmy tylko zestaw ABC:)
Po drodze zwiedziliśmy jeszcze parę wysepek…
Koszulka i kapelusz to rezultat wcześniej wspomnianego opalania pierwszego dnia na basenie:)
Podczas powrotu mogliśmy zobaczyć na żywo jak wyglądają obchody święta Songkran czyli takiego tajskiego śmingus-dyngus…
Do zatoki Phang Nga popłynęliśmy statkiem razem z Australijczykami i Nowozelandczykami-bardzo wesoła ekipa:)
Na statku były kajaki, którymi potem wpływaliśmy do jaskiń, gdzie momentami trzeba było płynąć na leżąco:)
Przycumowaliśmy w końcu na Wyspę Jamesa Bonda. Nazwa wyspy pochodzi od filmu o agencie 007 kręconym w roku 1974 właśnie w tym miejscu.
Wyspa także nazywana jest „wyspą gwóźdź”, co tłumaczy powyższe zdjęcie.
Po ciężkim dniu pora na zasłużony relaks…
Khao Lak i Tsunami
Do parku narodowego Khao Lak warto się wybrać. Można poczuć o drobinę równikowej przyrody i pobawić się z małpami:)
Po drodze odwiedziliśmy coś w rodzaju muzeum Tsunami, które nawiedziło ten region w 2004r.
Powyżej łódź policyjna, którą fala Tsunami zniosła kilka kilometrów w głąb lądu.
Poniżej jeszcze kilka fotek z tej wycieczki. Dodam tylko , że w programie był także spływ kajakowy rzeką, gdzie na gałęziach nad głowami wylegiwały się np. węże:)
Przejażdżka na słoniach
Wielbłądów już próbowaliśmy, więc przyszła pora na słonie:)
Na koniec trzeba było nakarmić słonika…
To już niestety końcówka i ostatnie chwile na plaży…
Pozostał niedosyt, tym bardziej że na celowniku jest przecież jeszcze Bangkok:)
Jak polecimy, na pewno to zobaczycie:)
Wielu szczęśliwych dni , wielu podroży… Podążajcie za swoimi marzeniami.Tak trzymać . Wspaniałe opisy i zdjęcia. Pozdrawiam………….
PolubieniePolubienie
Byłem w Tajlandii 3 razy i zapewne na tym się nie skończy. Fajnie było sobie przypomnieć te miejsca. Ile kosztuje lot air Berlinem? Czy mają jakieś promocje poniżej 400 euro?
PolubieniePolubienie
Szczerze mówiąc to nie wiem jakie są teraz oferty Airberlin , ale warto obserwować flipo.pl lub mlecznepodroze.onet.pl. Pozdrawiam
PolubieniePolubienie